Atak AK na SzołomyjęAtak AK na Szołomyję – akcja odwetowa dokonana przez oddziały leśne Armii Krajowej w sile około 100 ludzi w Szołomyi w powiecie lwowskim w nocy z 10 na 11 czerwca 1944. Oddziały Armii Krajowej spaliły w tzw. „akcji odstraszającej” około 55–60 gospodarstw. W wyniku ataku zginęła bliżej nieokreślona liczba Ukraińców (podawane są liczby od „co najmniej 4” do „kilkudziesięciu”). Przed akcjąW związku ze zbliżaniem się oddziałów Ukraińskiej Powstańczej Armii do Lwowa, czego znakiem były napady na kolejne wsie polskie, dowództwo Armii Krajowej we Lwowie podjęło decyzję o wznowieniu „akcji represyjno-zapobiegawczych”. Jednym z pierwszych celów tych akcji miała być wieś Szołomyja, określona jako baza UPA. Termin ataku określono na 10/11 czerwca, z soboty na niedzielę[1]. Wieś miała zostać zniszczona bez względu na obronę, jednak możliwie z uniknięciem ofiar wśród ludności cywilnej[1][2]. W ataku miały wziąć udział pododdziały 14 pułku ułanów AK, oraz ochotnicy z sąsiednich wsi: Czyszek, Winniczek, Gańczar, Biłki Królewskiej[3], oraz Dawidowa i Zubrzy w liczbie około stu ludzi pod dowództwem Dragana Sotirovicia „Draży”[1]. Przebieg akcji według źródeł AKW nocy z piątku na sobotę żołnierze AK wyspowiadali się w kościele w Czyszkach. W sobotę pod wieczór około 100 żołnierzy i ochotników wyruszyło z Czyszek w kierunku Szołomyi. W Dawidowie grupa żołnierzy AK natknęła się na 2 własowców, z których 1 zlikwidowano. Zaalarmowało to żołnierzy niemieckich, którzy otworzyli niecelny ogień, powodując jednak szybki odwrót Polaków do lasu[4]. O zmierzchu oddział dotarł do Szołomyi. 1 km przed wsią nastąpiła odprawa z przydzieleniem zadań. Następnie kpt. „Draża przemówił do żołnierzy, wspomniał o polskich ofiarach. Następnie zmówiono modlitwę. Oddział podzielił się na dwie grupy: mniejsza, dowodzona przez kpt. Drażę, miała zaatakować wieś od północy, a większa, około 80-osobowa, od południa. Polacy, w celu odróżnienia w ciemnościach, założyli na rękawy białe opaski. Grupa kpt. „Draży” od razu natknęła się na placówkę ukraińską uzbrojoną w karabin maszynowy. Została ona zlikwidowana bez wystrzału i bez strat. W tym momencie zaatakowała druga grupa. Nie natknięto się na żaden opór, nie napotkano niemal żadnych mieszkańców wsi. Żołnierze polscy idąc tyralierą wrzucali przez okna chat granaty lub butelki z benzyną, dokonując tym samym zbrodni na ludności cywilnej[potrzebny przypis]. Pozostawiono tylko cerkiew[5]. Po akcji żołnierze AK wycofali się z 2 lekko rannymi. Jeden zaginiony zabłądził, i następnego dnia powrócił do oddziału[6]. Skutki atakuJak stwierdza Jerzy Węgierski, „na temat akcji w Szołomyi ukazały się fantastyczne w niektórych szczegółach wiadomości w wydawnictwach konspiracyjnych”. Autor ten za niewiarygodną uważa informację o zdobyciu w Szołomyi 735 sztuk bydła. Jego zdaniem bliższa rzeczywistości jest liczba 100 zabranych sztuk bydła i 55-60 spalonych gospodarstw. Węgierski odnotowuje, że według szacunków AK w Szołomyi zginęło od dziewięciu do kilkudziesięciu Ukraińców. Jego zdaniem mogli oni udusić się dymem w podpalonych budynkach[6]. Zdaniem Anny Fasntacht-Stupnickiej, badającej źródła dotyczące wydarzeń w Szołomyi, zabitymi byli upowcy, a miejscowa ludność ocalała schroniona w cerkwi[7]. Również Kazimierz Krajewski uważa Szołomyję za „bazę UPA”, której obrońcy uciekli po krótkiej wymianie ognia[2]. Opis wydarzeń w Szołomyi jako ataku na silnie obsadzoną placówkę UPA kwestionuje Damian Markowski. W jego opinii była to „typowa pacyfikacja”, o czym świadczy brak napotkanego oporu zaskoczonych mieszkańców wsi. Jednocześnie Markowski, powołując się na źródła ukraińskie, ocenia liczbę ofiar ataku na „co najmniej 4, prawdopodobnie samych cywilów”. W jego opinii akowcy prawdopodobnie starali się ograniczyć liczbę ofiar ataku[8]. Ihor Iljuszyn nazywa spalenie Szołomyi „antyukraińską akcją represyjną”[9]. Zdaniem Anny Fasntacht-Stupnickiej po tych wydarzeniach ukraińskie ataki na Polaków w okolicy Szołomyi już się nie zdarzyły[7]. Przypisy
Bibliografia
|