Zbrodnia w Łobżenicy
Zbrodnia w Łobżenicy – masowe represje wobec mieszkańców Łobżenicy i pobliskich miejscowości, zastosowane przez członków niemieckiego Selbstschutzu jesienią 1939 roku. W ciągu pierwszych trzech miesięcy niemieckiej okupacji przez więzienie Selbstschutzu w Łobżenicy przeszło kilkuset Polaków i Żydów, spośród których około 200 zostało zamordowanych. Łobżenica była największym, obok Paterka pod Nakłem, miejscem kaźni ludności polskiej w powiecie wyrzyskim. Terror, jaki zaprowadzili tam miejscowi volksdeutsche, przybrał tak brutalną formę, iż zmusił do oficjalnej reakcji niemieckie władze sądowo-policyjne. Przejęcie władzy przez SelbstschutzŁobżenica, położona zaledwie 5 kilometrów od ówczesnej granicy polsko-niemieckiej, została zajęta przez oddziały Wehrmachtu już 1 września 1939. W zdobytym mieście niemal natychmiast uaktywniły się bojówki Selbstschutzu – paramilitarnej formacji złożonej z przedstawicieli niemieckiej mniejszości narodowej, zamieszkującej przedwojenne terytorium Rzeczypospolitej. Organizacją struktur Selbstschutzu na terenie powiatu wyrzyskiego zajmował się 23-letni Werner Köpenick. Komendantem Selbstschutzu w Łobżenicy (Bezirkselbstschutzführer) został natomiast miejscowy Niemiec, Hermann Seehaver (alkoholik, z zawodu dentysta), który pełnił jednocześnie funkcję komisarycznego burmistrza[1]. Jego zastępcą był 29-letni Harry Schulz – volksdeutsch pracujący przed wojną jako księgowy w młynie w Łobżenicy[2]. W mieście i okolicy niezwłocznie rozpoczęły się aresztowania Polaków, których ofiarą padali przede wszystkim przedstawiciele lokalnej elity społecznej i intelektualnej, ale również osoby, do których członkowie Selbstschutzu żywili po prostu osobiste urazy bądź pretensje. Ponadto na celowniku okupanta znaleźli się Żydzi. Aresztowania i morderstwa dokonywane przez Selbstschutz w Łobżenicy były zresztą jedynie elementem szeroko zakrojonych działań eksterminacyjnych, które okupanci niemieccy realizowali na całym Pomorzu w ramach tzw. akcji „Inteligencja”. Osobny artykuł:Eksterminacja ludności polskiej i żydowskiejPolaków aresztowanych we wrześniu i w początkach października 1939 osadzano początkowo w łobżenickim więzieniu sądowym, nad którym Selbstschutz sprawował pieczę od 8 września[3] do 15 listopada 1939[4]. W tym okresie w więzieniu przebywało stale około 500 aresztantów[1]. Warunki bytowe były fatalne – uwięzionych stłaczano w niewielkich celach i aby dodatkowo ich upokorzyć, pożywienie podawano w spluwaczkach. Aresztowanych poddawano regularnym przesłuchaniom i torturom, w których lubowali się zwłaszcza Seehaver i Schulz[1]. Z zeznań świadków wynika, iż najgorsze były noce, kiedy pijani Selbstschutzmani powróciwszy z zabaw i libacji, przystępowali ze zdwojoną energią do katowania swych ofiar[5]. Niektórych ciężko pobitych więźniów umieszczano w karcerze urządzonym w zarobaczonym kurniku[1]. Przetrzymywane w więzieniu kobiety były regularnie gwałcone przez Harry’ego Schulza i jego kompanów[5][6]. Wielu więźniów zostało zamordowanych na terenie więzienia – jednych zakatowano na śmierć, innych rozstrzelano lub powieszono na więziennym podwórzu, lub w piwnicach[4]. Niektórych egzekucji dokonywał osobiście dowódca wyrzyskiego Selbstschutzu, Köpenick[7]. Gdy 15 listopada 1939 niemieckie władze sądowo-policyjne przejęły kontrolę nad więzieniem, przebywało w nim jeszcze zaledwie 12 Polaków[5]. Większość ofiar łobżenickiego Selbstschutzu była jednak mordowana w tajnych egzekucjach poza miastem. Tego typu egzekucje przeprowadzano w pięciu miejscach – na cmentarzu żydowskim w Łobżenicy (znane są nazwiska 8 zamordowanych tam osób), na polu w pobliżu miejscowej strzelnicy (należącej do bractwa kurkowego), w lesie koło Łobżonki (znane są nazwiska 30 zamordowanych tam osób. Jedną z nich był przedwojenny burmistrz Łobżenicy, Hempel), w lesie koło Piesna oraz na polu w pobliżu miejscowości Rataje[4]. Z łobżenickiego więzienia skazańców przywożono na miejsce straceń samochodami ciężarowymi bądź wozami konnymi, w grupach nie większych niż 20 osób. Nierzadko wiązano im ręce drutem kolczastym[8]. Czasami ofiary musiały przed śmiercią same wykopać sobie groby. Znane są nazwiska dwóch osób (Jan Pankowski i Antoni Dywel), którym w ostatniej chwili udało się uciec z miejsca egzekucji[9]. Miejscem szczególnie okrutnej egzekucji dokonanej przez łobżenickich Selbstschutzmanów było sanktuarium maryjne w pobliskiej Górce Klasztornej[9]. 23 października 1939 Selbstschutz przejął kontrolę nad tamtejszym klasztorem Zgromadzenia Misjonarzy Świętej Rodziny, urządzając w nim obóz przejściowy dla polskiego duchowieństwa katolickiego z terenów powiatu wyrzyskiego[10]. Obok 30 zamieszkujących na stałe klasztor księży i braci góreckich zgromadzono tam w początkach listopada 19 księży i 2 siostry zakonne z dekanatów łobżenickiego i nakielskiego, których przetrzymywano dotychczas w Łobżenicy. W nocy z 11 na 12 listopada Selbstschutzmani wywieźli 48 duchownych[11] do Paterka pod Nakłem i tam zamordowali. W „opróżnionym” w ten sposób klasztorze uwięziono następnie 36 Żydów przywiezionych z prowizorycznego obozu w Lipce (w tym kobiety, 90-letni starzec oraz co najmniej troje dzieci w wieku 5-7 lat)[12] oraz 8 Polaków z Łobżenicy. Wśród tych ostatnich znajdowali się m.in.: aptekarz Józef Reinholz z Łobżenicy, nieznany z nazwiska komornik sądowy z Wyrzyska, fryzjer Jan Stypek, Antoni Winnicki – zarządca młyna z Dźwierszna oraz Anna Jaworska (uczestniczka powstania wielkopolskiego) wraz z mężem[13]. Wieczorem 23 listopada 1939 pijani Selbstschutzmani dowodzeni przez Harry’ego Schulza bestialsko zamordowali wszystkich więźniów, z wyjątkiem artysty Jana Topora, którego oszczędzili ze względu na jego umiejętności rzeźbiarskie. Z relacji ocalonego wiadomo m.in., iż Anna Jaworska została związana linami, które na rozkaz Niemców dwie grupy Żydów ciągnęły następnie w przeciwnych kierunkach tak długo, aż kobieta została rozerwana na pół. Pewną żydowską kobietę, która właśnie urodziła dziecko, Schulz kazał zakopać żywcem wraz z noworodkiem. Innych więźniów ciężko pobito i zastrzelono. Kobiety były gwałcone przed śmiercią[14][15]. Osobny artykuł:Łącznie ofiarą mordów dokonywanych przez Selbstschutz w październiku i listopadzie 1939 padło około 200 mieszkańców Łobżenicy i okolicznych miejscowości, w tym około 60 duchownych katolickich[5][16]. Łobżenica była największym, obok Paterka pod Nakłem, miejscem kaźni ludności polskiej w powiecie wyrzyskim[4]. Proces Harry’ego Schulza przed bydgoskim Sądem SpecjalnymW styczniu 1940 do prokuratury okręgowej w Bydgoszczy wpłynęło zawiadomienie złożone przez funkcjonariuszy żandarmerii z Łobżenicy, informujące o licznych przestępstwach Schulza, w tym dokonywanych przez niego gwałtach na polskich i żydowskich kobietach (co w świetle rasistowskiego prawodawstwa III Rzeszy stanowiło zbrodnię „pohańbienia rasy”). Zarzuty były poważne i władze niemieckie zdecydowały się wytoczyć Schulzowi proces przed Sądem Specjalnym w Bydgoszczy (Sondergericht Bromberg). Wszczęcie procesu i późniejszy wyrok skazujący były w dużej mierze efektem wysiłków niemieckiego prokuratora Tauschera, jednego z nielicznych z bydgoskiej prokuratury charakteryzujących się względną uczciwością oraz ludzkim stosunkiem do Polaków[17]. W marcu 1940 Schulz został aresztowany[18]. Podczas rozprawy wyszło na jaw, że nawet miejscowi volksdeutsche byli wstrząśnięci postępowaniem Schulza (którego uważano za awanturnika i degenerata), lecz przez długi czas byli zbyt zastraszeni przez Selbstschutz, aby złożyć doniesienie do odpowiednich władz[19]. Wyrok w procesie Schulza zapadł 18 lipca 1940. Za pięć udowodnionych gwałtów oskarżony został skazany na 15 lat ciężkiego więzienia oraz pozbawienie praw obywatelskich na 10 lat[20]. Sprawa Schulza obciążyła też pośrednio jego zwierzchnika, Wernera Köpenicka. Wszczęte przeciwko niemu postępowanie zostało jednak umorzone[20]. EpilogW maju 1945 w kilku miejscach straceń pod Łobżenicą dokonano ekshumacji pomordowanych tam ofiar. Odnalezione szczątki zebrano w kilku trumnach i podczas manifestacyjnego pogrzebu w dniu 1 lipca 1945 pochowano w zbiorowej mogile na cmentarzu parafialnym w Łobżenicy. Nad mogiłą postawiono później granitowy pomnik z murowaną tablicą z napisem: „Tu spoczywają prochy 54 Polaków z Łobżenicy i okolicy pomordowanych przez hitlerowców we wrześniu 1939 r. Boże racz ich przyjąć do swego królestwa i obdarz ich pokojem wiecznym”[21]. Pamiątkowe tablice umieszczono również na miejscach straceń w Łobżonce i Piesnym oraz na ścianach dawnego łobżenickiego więzienia. 4 maja 1965 z inicjatywy Barbary Bojarskiej (pracownicy Instytutu Zachodniego w Poznaniu) dokonano ekshumacji ofiar egzekucji przeprowadzonej przez Selbstschutz w Górce Klasztornej. Dzięki wskazówkom ocalałego Jana Topora odnaleziono w ogrodzie klasztornym szczątki 36 ciał, które 9 maja 1965 przewieziono samochodem straży pożarnej na cmentarz parafialny w Łobżenicy i tam pochowano. Na mogile postawiono pomnik z granitu, do którego przytwierdzono mosiężną tablicę z napisem: „Pamięci ofiar zbrodni hitlerowskiej dokonanej w r. 1939 w Górce Klasztornej”. W ogrodzie góreckim, w miejscu zbiorowej mogiły, wystawiono z kolei pomnik z krzyżem i marmurową tablicą z napisem: „Miejsce ofiar zbrodni hitlerowskiej dokonanej w dniu 22 – 23 XI. 1939 r.”[22] Do 1945 Harry Schulz był przetrzymywany w więzieniu w Koronowie. Po wojnie ukrywał się pod zmienionym nazwiskiem w Szczecinie. Ożenił się z Polką i kreował się nawet na ofiarę faszyzmu. Przypadkowo rozpoznany został jednak aresztowany i skazany na karę śmierci przez powieszenie (1953). Wyrok wykonano 22 lutego 1954[23]. Pozostali dowódcy łobżenickiego Selbstschutzu – Werner Köpenick i Hermann Seehaver – zamieszkali po wojnie w Niemczech Zachodnich. Żaden z nich nie został postawiony przed sądem[24]. Zobacz teżPrzypisy
Bibliografia
Linki zewnętrzneKontrola autorytatywna (niemiecka zbrodnia wojenna): |